Właściwie to chyba ze smutku i
niemocy. W żaden sposób nie mogę pomóc biednym robotnikom, a właściwie kobietom
i dzieciom w Indiach, czy Wietnamie, zatrudnionym w przetwórniach nerkowców.
Poparzone do żywego mięsa dłonie, permanentne alergie i praca za
psie pieniądze – tak wyglądają kulisy przetwórstwa egzotycznych orzechów.
Będziecie mieć rację, jeśli dodacie, że tak samo źle jest w szwalniach w
Bangladeszu, czy fabrykach w Chinach, czy na plantacjach kawy i w kopalniach
złota i diamentów w Afryce.
Życie za paczkę orzeszków
Dlaczego więc tak poruszyła mnie
historia zbieraczy nerkowców? Bo tę pracę wykonują kobiety i dzieci? Bo,
żebyśmy poczuli smak nerkowca, muszą oni wydobyć orzech ze skorupki parząc
sobie ręce żrącym olejem? Myślę, że przeraził mnie fakt, że życie aż tylu ludzi
zależy od czegoś tak nieistotnego jak paczka orzeszków. Dla przyjemności
zachodniego podniebienia ci ludzie dosłownie urabiają się po łokcie i mają z
tego marne grosze. Najgorsze jest to, że zwiększony popyt na orzeszki wcale nie
poprawi ich losu. Zarobią koncerny spożywcze a nie biedacy. Fair Trade? – dla mnie
piękna bajka dla zamożnych Europejczyków i Amerykanów, którzy w ten sposób chcą
zagłuszyć swoje poczucie winy.
Stany Zjednoczone są największym
konsumentem nerkowców, ale jestem przekonana, że przeciętny zjadacz orzeszków
nie wie nawet jak trudne i pracochłonne jest ich pozyskiwanie. Nie mogę wiele
zrobić, by poprawić byt ludzi utrzymujących się z nerkowców, postanowiłam więc nie
przykładać ręki do ich wykorzystywania. Nie wiem, czy to ma w ogóle sens. W
każdym razie, po obejrzeniu dokumentu o życiu Indonezyjczyków utrzymujących się ze
zbiorów nerkowca, te orzeszki stają mi ością w gardle. Dlatego ich nie jem i nie
kupuję, choć są smaczne.
Wolę orzechy włoskie i laskowe z ogródka mojej mamy. Wierzę w teorię lokalnego rynku – liczę ekokilometry i nie kupuję bez potrzeby egzotycznych produktów, wybieram nasze. Cieszę się, że na opakowaniach producenci mają obowiązek podawać kraj pochodzenia produktu. Zamiast chińskiego czosnku biorę nasz, nawet jeśli nie jest tak biały i kształtny jak ten z Państwa Środka.
Wolę orzechy włoskie i laskowe z ogródka mojej mamy. Wierzę w teorię lokalnego rynku – liczę ekokilometry i nie kupuję bez potrzeby egzotycznych produktów, wybieram nasze. Cieszę się, że na opakowaniach producenci mają obowiązek podawać kraj pochodzenia produktu. Zamiast chińskiego czosnku biorę nasz, nawet jeśli nie jest tak biały i kształtny jak ten z Państwa Środka.
Nawet nie orzech
Ale „retournons a nos moutons”, czyli wracając do nerkowców - to nawet
nie są orzechy. Pochodzą z drzewa zwanego nanerczem zachodnim. Są nasionem schowanym
w łupce wyrastającej z tzw. jabłka nanerczowego, które tworzy zgrubiała łodyga
(osadnik kwiatowy). Wygląda to jak duża papryka albo gruszka z zawiniętym
pazurkiem. Z owoców robi się przyjemny w smaku sok, który nie zawiera żadnych
żrących substancji. Te ulokowały się właśnie w nasionku, w którym znajduje się
jeden (sic!) orzech. Olej CNSL (cashew nutshell liquid/oil) ma bardzo
silne działanie żrące. Żeby się go pozbyć kobiety prażą orzechy na słońcu,
albo na blachach nad ogniem. Potem, za pomocą specjalnej gilotynki, rozłupują
orzeszki i wydobywają je z łupinek. Muszą robić to ostrożnie, bo nie we wszystkich
orzeszkach udaje się zneutralizować trujący olej. Wtedy właśnie dochodzi do
poparzeń, gumowe ani bawełniane rękawiczki nie zabezpieczają wystarczająco rąk.
Z reguły też człowiek z Wietnamu, czy Indii nie ma pieniędzy na rękawiczki i
bandażuje palce szmatami. Często też kobiety rozłupujące orzechy są uczulone na
olej nerkowca, ale nie leczą się i nie zmieniają pracy, bo nie mają innego
źródła utrzymania.
Nie ma surowych nerkowców
Kolejnym etapem jest suszenie wyłuskanych orzechów na
słońcu, a potem ich smażenie lub gotowanie, by w ten sposób ostatecznie pozbyć
się trującego olejku. Ktoś, kto twierdzi, że je surowe orzechy nerkowca jest w
błędzie! Takich nie da się bezpiecznie zjeść! Potem kobiety segregują ręcznie orzechy
dzieląc je według wielkości. Cały proces pozyskiwania nerkowców odbywa się
ręcznie, nie ma żadnych maszyn, pracują ludzie – najtańsza siła robocza. Orzechy
skupują hurtownicy, w końcu trafiają one do fabryk spożywczych i do
szeleszczących i kolorowych torebek w supermarketach. Za pięcioma – siedmioma złotymi,
które trzeba dać za opakowanie, stoi mnóstwo pracy źle wynagradzanych ludzi,
żyjących często w warunkach, których sobie nie możemy wyobrazić.
Da się walczyć z wiatrakami w dobie globalizacji?
[Ten post jest moją prywatną opinią. Nie jem orzechów nerkowca, bo tak zdecydowałam. Nie będę odpowiadać już na komentarze od osób, które z niewiadomych powodów uważają, że niejedzenie orzechów nerkowca powiązane jest z jedzeniem mięsa. Mięso jem, orzechów nie. Koniec kropka. Temat zamknięty. Nikogo nie zmuszam do naśladowania.]
Zdjęcia - Abhishek Jacob/Wikimedia Commons, na wolnej licencji
Oglądałam kiedys program o najgorszych pracach na świecie i właśnie jako najgorsza praca było wydobywanie orzechów nerkowca, strasznie wyglądały te poparzone ręce i jeszcze za marne grosze - dolar lub kilka za dzień pracy
OdpowiedzUsuńTeż oglądałam ten dokument. Poruszający jest fakt, że nie wiemy, ile ludzkiego cierpienia i niedoli kryje się w paczce tych orzeszków.
OdpowiedzUsuńja też staram się wybierać wszystko co jest dostępne u nas :) straszna historia z tym żrącym olejem :(
OdpowiedzUsuńskoro to ich jedyna praca, to nie jedząc nerkowców zabierasz im możliwość zarobku.....
OdpowiedzUsuńPrawda. Możemy współczuć ludziom ale nie jedząc nerkowców wcale im nie pomożemy a wręcz przeciwnie. Powinno się szukać innego sposobu rozwiązania problemu
Usuńdzięki za artykuł... jestem z tych co zastanawiają się nad tym jak powstaje mój obiad i najważniejszy w nim punkt to ten, który mówi mi czy ktoś przypadkiem z tego powodu nie cierpiał...
OdpowiedzUsuńJak mówią - "kropla drąży skałę". Warto więc stawić opór. Choć Dharius ma rację. Dopóki światem rządzi kasa, świata nie zmienisz. Mówią też "cudze chwalicie, swego nie znacie". Orzechy włoskie to najwartościowsze z orzechów, ale my musimy ściągać tu nerkowce, bo to takie hamerykańskie :-/
OdpowiedzUsuńnie o to chodzi, że to takie hamerykańskie. po prostu mają inny smak lepszy od włoskich.
UsuńSmak to kwestia gustu. Zdecydowanie wolę orzechy włoskie od gotowanych nerkowców i nie uważam, że mają gorszy smak od nerkowców.
UsuńRównież po przeczytaniu kiedyś artykułu na onecie przestałam jeść te orzechy.Również unikam wszystkiego co zawiera kakao,a to z kolei po obejrzeniu dokumentu na kuchni tv pt Gorzki smak czekolady.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńCzym w takim razie zastapic orzechy nerkowca w przepisach? W szczegolnosci w slodkich deserach, w ktorych te orzechy stanowia baze? Orzechy wloskie nie sprawdzaja sie :(
OdpowiedzUsuńCóż, dla mnie to nie problem, bo orzechy nerkowca dla mnie nie istnieją, nie mam więc potrzeby przygotowywania deserów z ich dodatkiem. Jestem zwolenniczką jedzenia warzyw i owoców rosnących w mojej szerokości geograficznej, zwracam bowiem uwagę na węglowy ślad i dlatego staram się nie kupować takich rzeczy jak nerkowce.
UsuńEmila Li mozesz zrobic deser z kaszą jaglana albo z migdalami orzechami laskowymi. Wystarczy troche inwencji wlasnej. Jest tyle zamienników.
UsuńEmilia Li. Mozesz zastąpic je kaszą jaglaną, migdałami,orzechami laskowymi. Wystarczy troche inwencji własnej. Kuchnia jest małym laboratorium. Nie boj się eksperymentowac i próbować.
UsuńTo, że Ty jedna a nawet sto Twoich koleżanek nie będzie jeść tych orzechów, w niczym nie zmieni życia tych robotników. Żeby to mogło nastąpić trzeba by zadziałać szerzej, zaś calkowicie rezygnować z jedzenia orzechów szkoda dla zdrowia. Poczytajcie tylko jak wiele one mają zdrowotnych właściwości: http://www.jestemfit.pl/artykuly/dieta/5-powodow-dla-ktorych-warto-jesc-orzechy Gdyby zaś stosować się do opisanych tu zasad, to nie jedlibyśmy ryżu ani nie chodzili w większości ubrań, to przykre :(
OdpowiedzUsuńCóż nerkowce nie są orzechami, które rosną w Polsce czy w Europie, dlatego nie używam ich w mojej diecie. Można bez nich żyć i tym samym nie przykładać ręki do wyzysku biednych ludzi.
UsuńTo ze nie zmienia zycia to jedno, a to ze nasze sumienie nie cierpi to drugie. Ja tez nie jem orzechow nerkowca - nie jem ich od dawna, nie widze potrzeby, bo jest duzo innych zdrowych przekasek. Nie wiem czy komus tym pomagam, nie jestem w stanie sie tego dowiedziec, ale moje sumienie na pewno jest czyste i moge spac spokojnie wiedzac, ze nie przylozylem reki do cierpienia. Jesli chodzi o ubrania to mozna zaczac praktykowac minimalizm - swietna sprawa. Nie kupowac duzo rzeczy, nie zagracac zycia niepotrzebnymi rzeczami, a zaczniemy doceniac wiecej rzeczy.
UsuńRozumiem, że nie odpowie Pani na mój komentarz z ww. powodu, ale jako że Pani opinia wyrażona jest publicznie i czytają ją różni ludzie, to jednak to napiszę, aby każdy mógł sobie wyrobić własne zdanie, poznając też inne argumenty.
OdpowiedzUsuńDokonałem odwrotnego wyboru niż Pani. Ja jem nerkowce, a nie jem mięsa. Dlaczego? Dlatego że mając do wyboru produkt, przy produkcji którego tylko niektóre osoby mogą doznać obrażeń (dodam przy tym: nie śmiertelnych), a innym produktem (mięsem) przy produkcji którego giną wszystkie czujące ból i strach żywe istoty, to jednak z pełnym przekonaniem wybieram nerkowce. Dla mnie to bardziej etyczne działanie, choć szanuję Pani wybór.
Odpowiem :) Post o orzechach nerkowca pisałam ponad trzy lata temu, w emocjach, po obejrzeniu filmu, który zrobił na mnie wstrząsające wrażenie. W ciągu kolejnych lat obejrzałam kilka podobnych dokumentów pokazujących wykorzystywanych zbieraczy kawy, kokosów, czy soli. Świat nie jest fair i nasze małe wybory wiele mogą zmienić. Trzy lata temu byłam z zupełnie innym kulinarnym miejscu, dziś jem bardzo mało mięsa albo wcale, kupuję jedzenie ze sprawdzonych źródeł, zwracam uwagę, na to by kury, od których pochodzą np. jajka nie były hodowane w klatkach. Sama uprawiam sporo warzyw. Na ten post o orzechach patrzę dziś z dużym dystansem, nawet zastanawiałam się, czy go nie wyrzucić z bloga. W końcu doszłam do wniosku, że jest zapisem pewnego etapu, na którym kiedyś byłam i niech już tak zostanie, bo każdy ma swoją historię :).
UsuńDziękuję za odpowiedź :-) Ja też jestem za tym, aby post został, bo to ważne, aby konsumenci mogli się zapoznać z warunkami, w jakich powstaje żywność. Świat jest daleki od ideału, zwłaszcza w krajach "trzeciego świata", gdzie ochrona praw pracowniczych jest często iluzoryczna. To, co nam pozostaje, to naciskać na dostawców (nerkowców, bananów, ubrań i wielu innych rzeczy), żeby polepszali warunki pracy w miejscu powstania dóbr.
UsuńPozdrawiam :-)
Oo ciekawa zmiana! Gratuluję decyzji apropo mięsa, tzn. jego ograniczenia czy wyeliminowania. Z tymi nerkowcami to ciekawa sprawa bo ja uwielbiam orzechy, a nerkowce też mi smakują. Jeśli jednak jest tak, że orzech jest w skorupce otoczony tym żrącym kwasem, to może natura chciała coś nam przez to przekazać? Dodatkowo trzeba je gotować tak jak piszesz, więc nie są w stanie surowym tak naprawdę. A orzechy włoskie, laskowe, brazylijskie są. Można je wyłuskać ze skorupki i od razu zjeść :) Skoro więc tyle zachodu z tymi nerkowcami trzeba robić, to chyba nie są dla nas najlepszym pokarmem. Polskie włoskie i laskowe górą, brazylijskie warto ze względu na cenny selen i to, że naturalnie podnoszą poziom testosteronu u mężczyzn.
UsuńNie tylko przy produkcji orzechów ludzie tracą życie... ubrania, sprzęty itd. Poza tym już wolę zjeść orzechy nerkowca niż mięso zwierząt, które są trzymane w zwierzęcym obozie śmierci
OdpowiedzUsuńMasz rację!
Usuń